per aspera ad astra

tak było: od bohatera do zera w jeden dzień. biegać, biegać, BIEGAĆ za wszelką cenę. 100 km w tygodniu, bo poniżej 80 wpadałam w panikę. nie chciałam odpuścić na jeden dzień, bo byłam przekonana, że przez dobę stracę wszystkie umiejętności, wydolność, chęci. PRZEabsurd, a przeabsurdy muszą kończyć się źle. wiedziałam, że tak będzie! wszystkie mądre … Czytaj dalej

Rastuszek – the agility star

Przez kilka ostatnich dni kładłam się spać wyjątkowo późno, a wieczorne godziny spędzałam głównie na oglądaniu zasobów na swoim komputerze i na YouTube’ie. Przekopałam się przez stos filmików z moją agilitującą Rastuchą i strasznie mi się zrobiło sentymentalnie. W związku z tym natchnęło mnie, żeby napisać o tym więcej. Rasta to pies, z którym praca … Czytaj dalej

Acta fabula est?

Skoro świt wybiegam z domu. Czasem, gdy jeszcze nie zacznę biec, czuję, że jest mroźno i wietrznie, ale nie dzisiaj. W przeciwieństwie do wczoraj, nie jest wcale zimno. Jest też jaśniej niż w ostatnich dniach – spadł śnieg. Cicho, pusto, miasto jeszcze śpi. Słyszę tylko przejeżdżające po ulicy samochody; dźwięk wydaje się zwielokrotniony przez tę … Czytaj dalej

Ciasna przestrzeń publiczna

Człowiek jest zwierzęciem stadnym. Teoretycznie. Każdemu jednak doskwiera życie w skupisku obcych ludzi i z niechęcią przystaje na tę przykrą konieczność. W miejskiej dżungli obowiązuje prawo silniejszego. Przeszkadzamy sobie nawzajem, nasza wzajemna obecność stresuje i denerwuje nas. Wszyscy wszystkich nienawidzą i nie potrafią spojrzeć dalej niż na czubek własnego nosa. Chyba że należą do więcej … Czytaj dalej

Kurtury trochę, czyli chrzest bojowy

Wspomniałam wczoraj, że samotne pływanie pośrodku jeziora to nauka szacunku dla potęgi natury. Głęboki, nieznany i nigdy nie dający się do końca poznać zbiornik z wodą, pełen roślin i zwierząt, z którymi wolałabym nie spotykać się w cztery oczy – a do tego wszystkiego poczucie, że tak naprawdę jestem zdana tylko na siebie. Płynę i … Czytaj dalej

Narząd nieużywany zanika

Obiecałam sobie, że jak już stanę się licencjonowaną polonistką i będę miała spokój z uczelnią, to będę pisać tu regularnie. I co się okazało? WSTYD, wielkimi literami WSTYD i to z wykrzyknikiem – już prawie dwa miesiące po ostatnim egzaminie, a na blogu nadal tylko stare notki pokryte kurzem i pajęczynami. Z obawy przed staniem … Czytaj dalej

Już czas!

Zdecydowanie! Kiedy nadchodzi dzień, w którym truskawki są po sześć złotych za kilogram, to znaczy że nadszedł czas na nową notkę. A więc oto i ona. Długo nie pisałam, oj długo. Wszystko przez to, że świat się w końcu ogarnął i kiedy w końcu siadam do kompa na dłużej, to – przynajmniej teoretycznie – zajmuję … Czytaj dalej

Życie zaskakuje mnie co dnia.

W poprzedniej notce pisałam, że rower przeżył renesans, a ja oświecenie, bowiem po umyciu i nasmarowaniu zaczął śmigać jak nowy. Tak mi się przez chwilę wydawało. Ale nadal zastanawiałam się, dlaczego wszyscy inni rowerzyści tak bezceremonialnie mnie wyprzedzają. Uznałam, że muszę się z tym pogodzić – w końcu już zostało ustalone, że kiedy Pan Bóg … Czytaj dalej

Triathlon

Wtorki to zazwyczaj takie dni, które zdają się nie mieć końca. Od piątej rano zdążyłam już wyspacerować psa, pojechać rowerem na uczelnię, wysiedzieć tam na dwojgu zajęciach (dobrze że miałam Newsweeka), pojechać do Psów i z nimi pospacerować, po drodze do domu zrobić zakupy w Carrefourze (nie ma to jak Spacer Farmera – po raz … Czytaj dalej

Ach, to ty..!

Co prawda zimowe buty, już wyczyszczone, zaimpregnowane i odstawione do szafy, wróciły jeszcze do pracy. Ale i tak jest dobrze. Nie dość, że o piątej rano już nie jest ciemno, to – co jeszcze fajniejsze – o osiemnastej nie ma jeszcze zupełnego mroku. A już za tydzień osiemnasta będzie dziewiętnastą. Dziś postaram się krótko, bo … Czytaj dalej

Wy jeszcze tego nie wiecie..

..a ja wiem, że to będzie baaaardzo długa notka. Nosiłam się z zamiarem skonstruowania jej już od dwóch tygodni. Do ubiegłego piątku wisiało nade mną widmo egzaminu z poetyki, więc kiedy już siadałam do kompa, to zabierałam się – a przynajmniej starałam się zabrać – do ogarnięcia materiału na tenże. Nie byłam zbyt przygotowana na … Czytaj dalej

Jeszcze trochę radostek.

Cóż, zgoda, jestem trochę walnięta. Ale znowu muszę to napisać – dzisiejszy dzień był/jest tak fajny, że do pełni szczęścia brakuje mi tylko pilota, który by tę dobę zatrzymał. No, w sumie nie pogardziłabym też słońcem świecącym od 6 do 21, ale już nie bądźmy drobiazgowi… Jaram się życiem, no. W sumie to dobrze, choć … Czytaj dalej