Nowy rok, nowe cele – moje plany na 2018 rok

Ciągle pojawiają się pytania w moim kierunku: jakie są Twoje cele sportowe? No i kiedy wreszcie wystartujesz w “połówce”? Po co ci tyle pływania w planie treningowym? I czym ty się w ogóle zajmujesz na co dzień? Mam dla Was dobre i złe wiadomości. Ale po kolei.

Koniec 2017 roku był dla mnie dość trudny. Ale nie zrozumcie mnie źle – nie stało się nic strasznego. Najzwyczajniej w świecie proza rzeczywistości sprzysięgła się przeciwko mnie odrobinę bardziej niż zwykle, a mnie jakby trochę spadła wytrzymałość na takie zabawy. To wszystko nałożyło się na obrzydliwe zmęczenie fizyczne i taką sobie formę zdrowotną, bo – i tutaj muszę zatoczyć koło – bo proza życia. To wszystko sprawiło, że uporczywie zaczęłam zadawać sobie pytania typu: co ja właściwie robię i czy to się pokrywa z tym czego naprawdę chcę.

No i wyszło na to, że w sumie to podążam w dobrym kierunku, ale trochę zbaczam z obranego azymutu, być może dlatego, że ogólnie słabo orientuję się w przestrzeni.

I tu znowu nie zrozumcie mnie źle. Uwielbiam to co robię, sama to wszystko sobie wybrałam i od lat podejmuję działania, które pozwalają mi na poukładanie sobie tego w odpowiedniej kolejności priorytetów. Jednak pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć – wymagają czasu i cierpliwości, a ja nie jestem cyborgiem, po którym wszystko spływa.

Najprościej mówiąc: potrzebuję wpleść w to wszystko trochę mniej ustrukturyzowanego i sformalizowanego funu.

A więc, oprócz tego że zmieniam mieszkanie (jeszcze bliżej lasu!!!) i szukam nowej pracy, nieco przebudowuję także swoje pierwotne plany startowe na obecny rok.



A teraz idziemy na jednego…
I tu odpowiem na jedno z pytań postawionych w pierwszym akapicie tekstu: w tym roku zamierzam wystartować w tej osławionej “połówce”. Gdyby mi to ktoś powiedział rok temu, obdarzyłabym go lekceważącym spojrzeniem. Sprint i olimpijka to akcja, rywalizacja, ciągłe emocje – za to oglądanie połówki to nie lada wyzwanie. Skąd więc ten pomysł? Cóż, wierzę że z perspektywy zawodnika ten dłuższy dystans wygląda już zupełnie inaczej 😉 Fizjologicznie jestem niestety dużo bardziej predysponowana do długich, bardziej umiarkowanych wysiłków niż do zrywnych akcji. Po badaniach wydolnościowych trenerzy zwykle śmieją się ze mnie, że jestem gotowa do Double Ironmana. Nie jestem co do tego tak bardzo przekonana jak oni ;), ale jeśli nie spróbuję, to się nie dowiem, czy to mnie kręci.

To nie koniec dziwnych pomysłów. Prawdopodobnie jeszcze osobliwszym planem jest mój zamiar startu w XTERRA. Myślałam o tym już lata temu, ale wtedy moje umiejętności jazdy na rowerze górskim były bliskie zeru. Choć wciąż jest mi daleko do satysfakcjonującego poziomu tychże, to przynajmniej nie boję się byle błota i nie zatrzymuję się przed każdym zjazdem, widząc w nim przepaść zagrażającą życiu. Cóż, od niemal dwóch lat mieszkam obok Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego, więc progres musiał przyjść i to niejako w naturalny sposób. Tu co chwilę jest podjazd, zjazd, single track, korzeń albo kałuża. Wczesną jesienią złapałam się na tym, że coraz śmielsze pokonywanie tych terenowych pułapek sprawia mi ogromną przyjemność i satysfakcję. YOLO 😉
Marzą mi się też – bardzo po cichu – dwa starty na góralu, ale takie już całkowicie szalone i nierozsądne. Jeden odpada na pewno, bo nachodzi mi się z Mistrzostwami Polski w triathlonie. Drugi teoretycznie pozostaje sprawą otwartą, ale Aśka, no miejże litość…

Więcej grzechów nie pamiętam
Dalszych modyfikacji w planach startowych nie planuję. Na pewno chcę wystartować w Pucharze Polski oraz w sprincie i olimpijce rangi MP. Chciałabym też wystartować w mistrzostwach na połówce, ale opłata startowa w Gdyni wynosi ponad tysiąc złotych, a w mojej śwince-skarbonce aktualnie nie ma tyle wolnej mamony;  jak już wspominałam na początku wpisu, od Nowego Roku chwilowo jestem bezrobotna. To znaczy jestem freelancerem i lansuję się za darmo 😉 Zobaczymy więc jak to będzie.

Mimo tej delikatnej modyfikacji planów startowych nie planuję zmieniać nic w swoich przygotowaniach pływackich, a konkretnie w ich objętości – chyba że in plus. Nawet gdyby zawodów z “przeciwnego bieguna” miało być więcej, to w wodzie i tak trzeba orać. W pływaniu mam akurat dość określone, bardzo wymierne i konkretne cele i myślę że nie spocznę, póki ich nie osiągnę. Na szczęście strasznie to lubię.