Dziecięce radości

Będąc dzieckiem nie potrzebowałam tak silnych bodźców, żeby poczuć silne emocje. Teraz, jeśli jakieś się pojawiają, to tylko te złe. Kiedyś tak wiele rzeczy mnie cieszyło – takich, które teraz ledwo mnie ruszają. Dlaczego ta granica przesunęła się aż tak drastycznie? Dlaczego z tak wieloma przeżyciami przechodzę do porządku dziennego, kwitując je najwyżej jednym uśmiechem? Czy to klątwa dorosłego życia, czy to ze mną jest coś bardzo nie tak?
Na każde “fajnie” znajduje się jakieś “ale”. Na każde szczęście znajdzie się nieszczęście. Nie ufam już życiu i zawsze szukam podstępu. Boję się, że jeśli coś zaczyna się układać, to tylko po to, żeby mogło rozsypać się z większym impetem. Boję się dzielić się swoim szczęściem, nie mam ochoty dzielić się smutkiem. Emocjonalna klatka.
Czy to w ogóle możliwe, żeby wróciła dziecięca radość? Po tym wszystkim co przeżyłam i przeżywam? Czy choć na chwilę może wrócić beztroska? Wobec tej całej odpowiedzialności, trosk i napiętego grafiku?
Nie sądzę.

Możliwość komentowania została wyłączona.