Narzekania starego człowieka, niewykorzystane możliwości i zaniechane plany

Od razu zaznaczam że tytuł jest trochę przekorny, nie jest aż tak źle, choć zacznę mniej wesoło niż powinnam, gdybym była człowiekiem przyzwoitym.
A więc – dziękuję wszystkim za życzenia! Trochę osłodziły mi ten postarzający dzień. Jeśli się spełnią, to w przyszłym sezonie koszę wszystkich równo.
Tak się składa, że do 18. roku życia – no, może do 19. – kolejne urodziny szczerze cieszą, a potem już jest jakoś niemrawo. Wolałabym obchodzić dziś siedemnastkę a nie dwudziestkę czwórkę, bo że tak powiem, zaczynam odczuwać presję czasu. Kolejne rocznice przychodzą jakby szybciej i chyba nie ma już niczego na tym świecie, na co byłabym za młoda (chyba że na zostanie prezydentem, ale to mnie nie interesuje), a pojawia się coraz więcej rzeczy, na które można mniemać iż byłabym za stara (np. na zostanie wyczynowym pływakiem 😉 ). Świat należy do moich rówieśników i coraz młodszych, więc wypadałoby naprawdę zacząć spinać poślady.
Żeby było śmieszniej, dzisiaj naprawdę jestem wyjątkowym loserem. Wedle wszelkich planów i oczekiwań miałam dzisiaj być w Gdyni i układać swoje rzeczy w strefie zmian przed najważniejszym startem w sezonie. W 2013 z łezką w oku oglądałam na żywo przebieg Herbalife Triathlonu i obiecywałam sobie, że za rok stanę tam na starcie. Okazało się jednak, że wobec niektórych okoliczności jestem (jeszcze) bezradna. Historia jest długa, skomplikowana i na razie nierozwiązana, więc nie ma co opowiadać, w każdym razie jestem bardzo, bardzo, bardzo (…) zawiedziona. Może nie tak bardzo jak przez ostatnie dwa lata, kiedy wycofywałam się ze wszystkich zawodów na jakie się pozgłaszałam, ale jednak: bardzo. Oglądam więc zawody poprzez relację live w internecie i liczę na to, że w 2015 będę mogła wreszcie wystartować w zawodach, które na tę chwilę są dla mnie spowite mistyczną mgiełką fajności i niedostępności.
Decyzję o wycofaniu się z tych zawodów zaczęłam rozważać już dość dawno i kilkukrotnie się w niej utwierdziłam. Mogłabym wystartować, ale z dużym prawdopodobieństwem zdarzyłoby się dokładnie to samo co w poprzednich tegorocznych startach: bezsensowne umieranie przez cały dystans biegu. Dopóki nie rozwiążę pewnych problemów, nie ma to większego sensu. Nie mam ochoty na branie udziału w zawodach 1/2 Ironmana po to, żeby dotruchtać do mety w sześć godzin. Może i jestem tchórzofretką, ale jestem też fighterem, a mój próg bólu jest umiejscowiony w dość dziwnym punkcie, więc prawdopodobnie nie tylko bym się bez sensu nacierpiała, lecz także wykluczyłabym się z całej reszty startów w 2014 roku. Skoro w Piasecznie na 1/4 IM nie zeszłam z trasy, mimo że z bólu widziałam już gwiazdki przed oczami, a założenie było takie, że biec nie muszę tam w ogóle, to na Herbalife’ie raczej też musieliby mnie ściągać dźwigiem.
To zresztą nie jedyne, co mi się w tym roku nie udało. Happy birthday to me then.
Na pociechę zamierzałam sobie zrobić dziś miły dzień treningowy. Pogoda sprzyjała, ale musiało się coś popsuć, więc popsułam się ja sama. Radośnie ruszyłam na poranną zakładkę pływacko-biegową i.. podczas pływania naciągnęłam sobie coś w szyi do tego stopnia, że ledwo ruszam głową i nie mogę skręcić jej w prawo. Zakładkę dokończyłam, a jakże!, i nawet nie wyszła najgorzej, ale z popołudniowego roweru byłam zmuszona zrezygnować.
images

To chyba dosłowna interpretacja powiedzenia, że “mam coraz więcej (lat) na karku”.

Tak czy inaczej, wychodząc z powrotem od szczegółu do ogółu, liczę na to że zmierzam w dobrym kierunku i najlepsze jeszcze przede mną – pod każdym względem.
Dzisiaj dostałam od Ukochanego długie płetwy, czepek z uroczym kotem i nowe okularki do pływania (BTW – o ironio, żadnego nie mogę dziś przetestować, szyjo zdrowiej szybciej), co zapowiada to, co będzie się działo w moim życiu już od wczesnej jesieni. Znowu będę całymi dniami chodzić z odciskami od pływackich okularków pod oczami, smarkać jak całoroczny alergik i marzyć o całodniowym spaniu. Mam nadzieję że mentalnie i fizycznie będę gotowa na nowy wymiar tyrania, ale chyba będę, bo teraz wciąż narzekam, że trenuję za mało. Choć kto to wie, w końcu lata lecą..