Jestem Polakiem – świętuję co mi pasuje!

W Tłusty Czwartek na facebookowej tablicy pojawiło się zatrzęsienie statusów i zdjęć świętujących z tej radosnej okazji znajomych. ‘Ale się nażarłem/am!’, ‘już 10’, ‘zjadłem już 7, PĘKAM’. Zdjęcia pączków, ludzi z pączkami, obok pączków i nad talerzami pełnymi pączków. Epizodycznie przewijały się faworki, ciasteczka i inne słodkości. Słodko aż do bólu.

Jak wiadomo, Tłusty Czwartek, zwany też zapustnym, jest ostatnim czwartkiem przed 40-dniowym postem, rozpoczynanym przez Środę Popielcową. Pomyślałam sobie zatem, że skoro potrzeba uzewnętrzniania swojej emocjonalności i religijności jest u moich znajomych tak silna, to sześć dni później tablica zapełni się statusami o wielkopostnych postanowieniach i zdjęciami z rytualnego posypywania głów popiołem. Obawiałam się nawet, że część osób z listy kontaktów po prostu zniknie z facebooka na ponad miesiąc na znak walki ze swoimi słabościami.



Nic z tych rzeczy. Ani sweet foteczek pod krzyżem, ani pełnych emfazy opisów. Byłam zawiedziona.

Gdybym o tę drażliwą kwestię zapytała kogoś, kto parę dni wcześniej obwieszczał światu, ile pączków wepchnął w swe trzewia na znak solidarności ze świętującymi ostatni tydzień karnawału, z pewnością większość udzieliłaby mi odpowiedzi: ‘Wielkiego Postu nie obchodzę, bo nie jestem katolikiem’.

Helooooł????
Tłusty Czwartek jest super, ale Środa Popielcowa za smutna, więc olewamy?
Przygotowujesz mazurka na Wielkanoc, ale nie potrafisz opowiedzieć, czym jest Wielki Piątek?
Chętnie przyjmujesz prezenty pod choinkę, choć przez chwilę nie pomyślisz o Najważniejszym Prezencie Dnia?
1 listopada biegniesz na cmentarz, ale nie wiesz, że Dzień Wszystkich Świętych to nie to samo co Zaduszki?

Polak świętuje, co mu pasuje – nie ma już dla niego sacrum. W tym hedonistycznym świecie, w pogoni za sprawianiem sobie przyjemności ucieka od wszystkiego, co jest przykre, ale ważne.

Szerzej: instytucja kraju katolickiego jest ogromną krzywdą i nieporozumieniem, zarówno dla ludzi, jak i dla religii samej w sobie. Spłaszczanie swojej religijności (również poprzez wtrącanie w schematy i definicje) jest czymś strasznym, prowadzącym do zmiany i upadania całej moralności jednostki.
Taki nam się XXI wiek smutny robi.

Gwoli wyjaśnienia – nie, nie jestem fanatyczną katoliczką, ba – od lat nie postawiłam stopy w kościele. Po prostu nienawidzę hipokryzji.

buddy